Niecale dwie minuty przeprawy lodzia przez Mekong dziela Laos od Tajlandii. Od razu z granicy przyjechalam do Luang Namtha, skad chce wyruszyc na dwudniowy treking. Ale jutro odpoczywam po bardzo meczacej podrozy autobusem. Droga, ktora jechalismy, nasuwala skojarzenia ze Szwajcaria, nie tyle ze wzgledu na otaczajace z wszech stron gory, ile z powodu olbrzymiej ilosci dziur w nawierzchni. Byly po prostu dziury, glebokoscia gwarantujace utrate kola, byly fragmenty pozbawione asfaltowej nawierzchni, byly tez miejsca kazace domyslac sie niezwyklej aktywnosci tektonicznej w tym regionie... Jedynym samochodem, jaki odwazylabym sie prowadzic po tej trasie bylby samochod sluzbowy! Jak nie dziury, to zakrety, jak nie zakrety, to krowy, bawoly, swinie, kury i lezace posrodku szosy psy... Ale okolice w pelni wynagradzajace trudy podrozy!
Zafundowalam sobie nocleg w pieknym i luksusowym (zwlaszcza biorac pod uwage sredni standard wybieranych przeze mnie "noclegowni") hoteliku. Mam olbrzymie lozko zaslane snieznobiala posciela i spora, bardzo ladna lazienke, za cale 19 zlotych za noc!
Hmmm... chyba bardziej odpowiedni bylby dla tego posta tytul: In love with Laos, ale nie spieszmy sie z takimi deklaracjami!
czwartek, 26 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekamy na fotoreportaż skarbeńku :)
OdpowiedzUsuńTo juz po powrocie z trzydniowego trekkingu w dzungli!
OdpowiedzUsuńWróciłaś z tej dżungli ?
OdpowiedzUsuń..ciekawa jestem, dla ilu znanych Ci osób, lub tylko czytających Twój blog - Twoja śmiałość i "pozytywne zakręcenie" stanie się inspiracją.. ?