piątek, 29 stycznia 2010

Tam, gdzie cesarz chodzi piechota...

Hue przez czas jakiś pełniło funkcję stolicy kraju, pobyt tutaj upłynął mi więc pod znakiem dynastii Nguyen. Po niezbyt dobrym wrażeniu, jakie zrobiło na mnie Hoi An, obawiałam się, że równie popularne Hue będzie podobnym rozczarowaniem. Okazało się jednak, że czekało tu na mnie kilka miłych niespodzianek.

Za podwójną fosą, za podwójnymi murami, na terenie Cytadeli, kryje się Zakazane Miasto dynastii Nguyen. Zniszczenia spowodowane przez wojny oraz tajfuny sprawiły, że ocalałe budynki robią wrażenie dużo starszych, niż faktycznie są. A zbudowano Zakazane Miasto oraz budynki ceremonialne w okresie od połowy XVIII do początku XIX wieku. Wietnamczycy powoli zabierają się do renowacji kompleksu, na razie panuje tu atmosfera nieco tajemnicza, nieco magiczna. Spacer wśród kruszących się murów i spłowiałych malowideł je zdobiących pozwala wyobraźni swobodnie przenieść się w czasy, gdy tymi samymi korytarzami spacerowali władcy imperium wietnamskiego i ich liczne małżonki...



















W okolicach Hue znajduja sie tez grobowce wladcy z dynastii Hue. Przedkladajac jakosc nad ilosc, postanowilam odwiedzic jeden z nich, grobowiec cesarza Tu Duca. Na miejscu okazalo sie, ze okreslenie "grobowiec" wymaga pewnego przedefiniowania: to imponujacy kompleks, w ktorym na terenie pieknie zaprojektowanego parku znajdowalo sie niegdys 50 budynkow: pawilonow, swiatyn, no i wlasciwych grobowcow. Kompleks wybudowano za zycia cesarza, ktory szukal tu ucieczki od miejskiego zgielku. Odpoczywal, plywajac lodka po stawie, komponujac poezje w drewnianym pawilonie z widokiem, polowal na drobna zwierzyne na sztucznej wysepce usypanej posrodku stawu. Tu tez byc moze ulozyl autobiografie, ponoc samokrytyczna, ktora wyryta jest na kamiennej plycie u wejscia do jego grobowca. Zaiste piekne miejsce wiecznego spoczynku!



Tyle trzeba wietnamskich slow, zeby napisac: No graffiti??























Suszace sie na drodze kadzidla:



W drodze powrotnej zwiedzilam pagode Tu Hieu, gdzie chyba kazdy musi ulec panujacej tam atmosferze Zen... Spacer wsrod omszalych grobow mnichow, bujnej zieleni i ciszy pozwala oczyscic umysl z zasmiecajacych go mysli, na przyklad tych o sernikach oblanych czekolada ;)





















W Hue najmilsza niespodzianka byli wlasciciele hoteliku, w ktorym sie zatrzymalam. Musialam poczekac 5 minut na pokoj, gdyz... spala w nim siedmiomiesieczna coreczka gospodarzy :) Ci niezwykle sympatyczni i radosni mlodzi ludzie nie chcieli sprzedac mi organizowanej przez siebie wycieczki lodzia do krolewskich grobowcow, gdyz uznali, ze bede niezadowolona z wymuszonego szybkiego tempa zwiedzania. Zamiast wiec zainkasowac ode mnie 5USD, wypozyczyli mi rower za 50 centow i poradzili, bym zwiedzila jedynie to, co naprawde chce, samodzielnie. Niespodziewane, zaiste!

2 komentarze:

  1. co to jest ten labirynt z kamyków?

    OdpowiedzUsuń
  2. A co do tego zdjęcia z "no graffiti" to moze po wietnamsku jest napisane "spróbuj namalować choć jednego bohomaza, ty zwyrodnialcu o podstępnej naturze, to resztę życia będziesz gnił w więzieniu o zaostrzonym rygorze"
    sciskam, d

    OdpowiedzUsuń