Dzis po raz pierwszy w zyciu odwazylam sie wyruszyc na samodzielna wycieczke motorowerem! Jak zwykle podeszlam do sprawy ambitnie - Kambodza nie jest wymarzonym krajem do nauki jazdy ze wzgledu na kompletny brak zasad panujacy na drodze. No, zasada jest jedna: kto pierwszy, ten lepszy. Pomijajac kilka mniej przyjemnych chwil, przejazdzka udala sie znakomicie, odwiedzilam dwie pobliskie atrakcje, Phnom Sampeau oraz Wat Banan (a propos, tutaj banan nazywa sie chek, a nie banan!).
Po wzgorzu Sampeau oprowadzil mnie niezwykle rezolutny chlopiec, ktory w ten sposob zarabia na prywatne lekcje angielskiego, a jesli zarobi wiecej, niz potrzebne w tym celu 4USD miesiecznie, pomaga finansowo rodzinie. Chlopiec okazal sie bardzo rzetelnym przewodnikiem, mial spora wiedze na temat tego miejsca, pokazal mi swiatynie, ktora w latach '70 sluzyla Czerwonym Khmerom za wiezienie, oraz jaskinie, gdzie oprawcy ciosem palki w glowe mordowali osadzonych. W jaskini mozna zobaczyc czaszki ofiar... Obecnie swiatynia na nowo jest miejscem kultu religijnego, a ze wzgorza roztaczaja sie piekne widoki na okolice.
Z Phnom Sampeau ruszylam w strone swiatyni (i wzgorza) o apetycznej nazwie Banan. Wedlug okolicznym mieszkancow ta swiatynia byla zrodlem inspiracji dla tworcow Angkor Wat i faktycznie pewne podobienstwo jest widoczne... Do swiatyni prowadza kamienne schody liczace 360 stopni. Nie bylo latwo wspiac sie na nie w upale, ktory dzis bez opamietania leje sie z nieba. Widok z gory jednak wynagrodzil trudy wspinaczki, a na dole czekala nagroda: kurczak z ananasem na obiad!
Po drodze kilkakrotnie napotykalam uroczystosci pogrzebowe, nie podejrzewam, ze tutaj grzebie sie zmarlych akurat w poniedzialki, ale ten zbieg okolicznosci jest intrygujacy. Pogrzeb w Kambodzy jest wydarzeniem bardzo glosnym i kolorowym. Kondukt zalobnikow, ubranych na bialo, porusza sie przy akompaniamencie przeszywajacej uszy muzyki, niepokojacej, zalosnej i jazgotliwej jednoczesnie. Niosacy trumne sa niekiedy spetani lancuchami (!), a najgorliwiej okazujacy zalobe klada sie przed trumna na ziemi. Jesli miejsce pochowku znajduje sie w duzej odleglosci od domu zmarlego, trumna jest wieziona na pace ciezarowki, ozdobiona owocami, kwiatami i flagami. Praktykowany jest tu rowniez obyczaj czuwania przy zwlokach, wystawionych przed domem. Czuwanie z daleka przypomina wesele: jest kolorowy namiot, glosna muzyka, stoliki, przy ktorych siedza goscie...
Jutro pora ruszyc dalej...
poniedziałek, 4 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaglądam i zaglądam..... - gdzie nowe, interesujące opowieści z krańca świata ?:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie - ta kamienna świątynia Banan kształtem bardzo przypomina budowle Angkoru.
Widziałam ostatnio relację z Kambodży z dorocznych wyścigów łodzi z drużynami z Kambodży, Laosu, Wietnamu.. oczywiście tylko ze względu na Ciebie zwróciło to moją uwagę :):)
Proszę o ciąg dalszy ilustrowanych relacji. Buzaki.
Niestety nie "wstrzelilam" sie z terminem i nie ogladalam wyscigow lodzi na wlasne oczy :( Prosze o dalsze komentarze!
OdpowiedzUsuń