Po pierwsze, podziwialam, co widzialam. Urzekla mnie w Luang Prabang harmonijna mieszanka tradycji i wspolczesnosci Orientu z postkolonialna architektura wprost z Lazurowego Wybrzeza. Blakalam sie wsrod willi i swiatyn, starajac sie uchwycic dusze tego miasta.










W poniedzialek uczylam sie gotowac sticky rice, faszerowana trawe cytrynowa, rybe gotowana na parze w lisciu bananowca, gulasz w stylu Luang Prabang, a na deser fioletowy sticky rice z mlekiem kokosowym i swiezymi owocami: mango, bananami i tamaryndowcami.

Ostatniego dnia wybralam sie nad przecudny wodospad Kuang Si. Kapalam w lazurowo-mlecznej wodzie, wspielam na sam szczyt wodospadu i spogladalam na wode, spadajaca kaskadami w dol, zjadlam lunch (przepyszna kielbase laotanska, przyprawiona trawa cytrynowa, chilli i kolendra, swieza bagietke, pomarancze i sticky rice z tartym kokosem i malymi czerwonymi fasolkami, zawiniety w lisc bananowca). Wprawdzie Kuang Si ustepuje tajskiemu Erewan rozmiarem, ale - jak sami zobaczycie - jest o wiele bardziej malowniczy!








A to zdjecie specjalnie dla Mamy: tak wyglada "gwiazda betlejemska" w pelnych rozmiarach:

Sticky rice wyglada pysznie :)
OdpowiedzUsuńAle wodospad Kuang Si.....! niebywale piękny !
I utrwaliłaś na zdjęciach przeświecające przez listowie światło - co za widok !
Te zdjęcia są tak piękne, jakby zrobione przez profesjonalistę. Te urocze wodospady,Dziękuje za ogromne okazy Gwiazdy Betlejemskiej.Całuski.
OdpowiedzUsuńOgromnie sie ciesze, ze podobaja sie Wam zdjecia! Specjalne pozdrowienia dla najaktywniejszych Komentatorow i Komentatorek :***
OdpowiedzUsuń