W sobotę rano umówiłam się z Andreą w... za przeproszeniem w dupie! A próbowałam umówić się na stacji benzynowej ;) Zamiast en la bomba powiedziałam en la pompa, śmiała się do łez. Czekał już tam na nas Diego, jedna piąta przemiłej rodziny Araque, która prowadzi w Sogamoso urokliwy pensjonacik "La Cazihita". To stary, rodzinny dom, odremontowany czule i pieczołowicie, i zamieniony w pensjonat, gdy dzieci, Leonardo, Diego i Margarita, wyfrunęły z gniazda do Bogoty. Tak wyglądało preludium do mojego zakochania, od pupy do miłości!
Pierwszy przystanek: Puente Boyaca. To most, nad którym (pod którym? przy? nie znam się na nomenklaturze wojennej) stoczona została jedna z najważniejszych bitew o niepodległość Kolumbii i Ameryki Południowej. Bitwie przewodził, oczywista sprawa, wyzwoliciel Simon Bolivar. Akurat trafiliśmy na uroczystą zmianę warty.
Wojska Bolivara przypuściły atak z miejsca, w którym dziś stoi obelisk, widoczny w tle, a bitwa toczyła się w dolince nad rzeczką.
A ponieważ ostatnio usłyszałam, że się bunkruję, proszę, nadal wyglądam tak, jak ja!
Znad rzeczki pojechaliśmy nad jezioro i to nie byle jakie, bo drugie co do wielkości jezioro w Ameryce Południowej, 55km2! Jezioro nazywa się Lago de Tota.
Miły dzień spędzony w pięknych okolicznościach przyrody zakończyliśmy równie miło, winem i tańcami, i wtedy właśnie poczułam, że się zakochałam. W Sogamoso i Boyace!
No i znowu masz co podziwiać! A już myślałam, że zakochałaś się w kimś, a Ty wyskakujesz z jakimś Sogamoso i Boyace.
OdpowiedzUsuńA Twoja osoba -jak zwykle śliczna. Całuski .M.
Z Sogamoso i Boyacą, odmieniaj ładnie! ;) Chyba nie sądziłaś, że czyniłabym tak osobiste wyznania na publicznym blogu? :***
OdpowiedzUsuń