To podobno ciekawy temat, więc piszę.
Plecak ma 45 + 10 litrów pojemności, nie większy, bo drugie prawo pakowania plecaka mówi, że plecak każdej pojemności można zapełnić, ergo im mniejszy plecak, tym mniej się w niego wkłada i tym ważniejsze są te wkładane rzeczy.
Plecak sukcesywnie zapełniałam podczas pobytu w Lublinie, po czym, ostatniego dnia, wszystko z niego wyjęłam, rozłożyłam ładnie na łóżku i zaczełam pakować. Wypakowywać i przepakowywać. Wszystko to w celu znalezienia optymalnego sposobu pakowania. Po półtorej godzinie plecak był pięknie zapakowany, włożyłam go więc na wagę i zdębiałam. Zamiast założonych 12 kg, było 14,5, a przecież w Londynie czeka na mnie jeszcze ok. 0,5 kg stuffu, co razem daje 15, a to - jak poinformowały mnie kolana - przekracza moje możliwości transportowe. Wyjęłam więc znów wszystko na łóżko i wezwałam w sukurs mamę. Razem dokonałyśmy kolejnej selekcji i odrzuciłyśmy drobiazgi takie jak zapasowa mini tubka pasty do zębów, druga woda źródlana w spreju (50ml), mój ukochany balsam do ciała po opalaniu (serum po opalaniu do twarzy zostało, w myśl zasady, że kobieta w twarz po prostu musi inwestować!), metalowy kubek i grzałka do wody. Uzbierało się tego 1,5 kg! Tak więc w sumie plecak będzie ważył ok. 14 kg, a ponieważ zamierzam w miarę możliwości zostawiać na przechowaniu namiot i matę na okresy, kiedy nie będę z nich korzystać, jest szansa, że jego wagę uda się zbić do planowanych 12 kg.
Nie spodziewałam się, że tak trudne to zadanie, a czas pokaże, na ile dobrze je wykonałam.
środa, 28 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz