Ku mojej wielkiej radości są osoby chętne dołączyć się do mnie na czas jakiś na jakimś etapie mojej podróży i pytają: gdzie, kiedy i co. Oto więc plan mojej podróży (oczywiście w zarysie!), chętnie dam się odwiedzić ;)
Pomiędzy 31 października 2009 a 31 marca 2010 podróżować będę po Azji Południowo-Wschodniej. W ciągu pięciu kolejnych miesięcy pokonam w przybliżeniu taką trasę:
Najpierw ruszę na północ Tajlandii zaczynając od Bangkoku, w planach m.in. Kanchanaburi, Ayuthaya, Sukhothai, Lampang oraz wioski zamieszkiwane przez górskie plemiona w okolicach Chiang Mai (tam są podobno jedne z lepszych szkół kulinarnych) i Chiang Rai. Następnie przekroczę granicę z Laosem, gdzie zatoczę pętlę, odwiedzając m.in. Huay Xai, Luang Nam Tha, Luang Prabang, stolicę kraju Vientiane, Pakse i Si Phan Don (kraina "Czterech Tysięcy Wysp" na Mekongu), w planach także rejs slow boatem pomiędzy Huay Xay i Luang Prabang, kierunek zależy od punktu przekroczenia granicy. Następny przystanek to Kambodża, czyli oczywiście Siem Reap (słynne khmerskie świątynie Angkor) i Phnom Penh. Stosunkowo mało do tej pory czytałam o Kambodży, więc jeszcze nie wiem, które zakątki tego kraju są warte odwiedzin. Z Kambodży ruszę do Wietnamu, podróżując z Ho Chi Minh (dawniej Sajgonu) na południu do Hanoi (ach, ukochane bun cha!) na północy. Na północy chcę również odwiedzić górskie wioski w okolicy Sapa oraz wybrać się na dwu- lub trzydniowy rejs dżonką po zatoce Ha Long. Z Hanoi polecę z powrotem do Bangkoku, żeby ruszyć na południe Tajlandii, planuję tygodniowy odpoczynek na wyspach Surin (plaża, palmy, hamak, rafy...), następnie stopniowo zacznę się przemieszczać w stronę Malezji. Z północnego wschodu Malezji ruszę tzw. jungle train do parku narodowego Taman Negara (najdłuższy na świecie most linowy wiodący wśród koron drzew tropikalnych), następnie w stronę herbacianych plantacji na Cameron Highlands, później do Kuala Lumpur, przez Melakę ku wyspie Tioman, gdzie znów odpocznę na rajskich plażach, aż wreszcie ruszę do Singapuru. Singapur będzie dla mnie przede wszystkim stacją przesiadkową, bo w jego pobliżu leży terytorialnie należąca do Sumatry wyspa Batam, z której polecę do Indonezji. Indonezja to ponad 13000 wysp, a ja planuję odwiedzić Bali i archipelag Nusa Tenggara, czyli Lombok, Sumbawę, Rincę i/lub Komodo (warany!) oraz Flores. Potem jakoś trzeba będzie wrócić do Singapuru, skąd wylatuję do Perth.
Od 31 marca 2010 do 31 maja 2010 ruszam na podbój Australii. Zaczynam na południowym zachodzie i będę podróżować autobusem wzdłuż zachodniego wybrzeża. Trasa jest bardzo ciekawa, bo i rozmaite parki narodowe, i pustynia, i pływanie z delfinami w Monkey Mia, a również zachodnia rafa koralowa. Autobusem dojadę aż do Darwin, a nawet dalej, do parku Kakadu (który niewiele ma wspólnego z papugami, oto linki: Park Narodowy Kakadu i Kakadu National Park) i do Katherine, gdzie kajakiem będę pokonywać przełomy górskiej rzeki. Po tych ekstremalnych przygodach w buszu wrócę do Darwin, skąd polecę do Alice Springs. Tam zaopatrzę się w zapasy i wsiądę do samolotu lecącego do Uluru. Idąc za doskonałą radą Dorotki wynajmę na lotnisku samochód i zobaczę Uluru o wschodzie i zachodzie słońca, ruszę na spacer Doliną Wiatrów w Kata Tjuta i przejdę się skrajem King's Canyon, znajdującego się w pobliżu (czyli ok. 300km) Uluru. Z Uluru polecę do Cairns na południowym wschodzie - to okolice Wielkiej Rafy Koralowej, więc postaram się zaoszczędzić na trzydniowe safari nurkowe. W pobliżu (nie zapominajmy o tym, co to słowo oznacza w australijskich realiach!) są też piękne wyspy Whitsundays (między innym wyspa Hamilton, która zyskała międzynarodową sławę dzięki niedawnej głośnej rekrutacji na stanowisko zarządcy wyspy), a poniżej wyspa Fraser, największa na świecie łacha piaskowa. Jeśli starczy funduszy, szarpnę się na jeep safari na Fraser połączone z rejsem żaglowcem po Whitsundays, ale czas pokaże, czy się uda. Nad Cairns jest stosunkowo mało odwiedzany przez turystów przylądek Tribulation, a z samego Cairns starą ciuchcią (albo za grosze autobusem!) wybiorę się do wioski Kuranda, leżącej w lesie deszczowym. Z Cairns lecę do Sydney, a po mniej więcej tygodniu do Auckland.
31 maja 2010 - 28 czerwca 2010 to czas na odwiedziny w Nowej Zelandii. Planuję zrobić rundę po obu wyspach, wygrzać obolałe od dźwigania plecaka kości w naturalnych siarkowych źródłach w Rotorua, zobaczyć architekturę w stylu art deco w Napier, wyruszyć w rejs na poszukiwanie wielorybów w Kaikorua, odziana w solidne buty i ciepłą kurtkę zdobyć lodowiec Fox, popłynąć w rejs w Milford Sound, a jeśli po horrendalnie drogiej Australii zostaną jeszcze jakieś oszczędności, wzlecieć samolotem nad lodowiec Franz Josef.
Pomiędzy 28 czerwca 2010 a 24 lipca 2010 będę odpoczywać na wyspach Fidżi po niezwykle aktywnie spędzonych trzech miesiącach w krainie Oz i Hobbitonie. Na pewno nie odwiedzę wysp Yasawas, mam upatrzonych kilka mniej obciążonych turystyką wysepek, w planach wspinaczka na krater wulkanu, no i lenistwo na plażach, nurkowanie, snurkowanie i napawanie się widokami kiczowatych zachodów słońca ;)
Jeśli komuś plan się podoba, zapraszam do wyboru pasującego odcinka podróży :) Z góry tylko lojalnie ostrzegam, że będę podróżować on a shoestring, czyli ostro ciąć koszty transportu, noclegów i wyżywienia. No i - jak widać z powyższych zapisków - choć na pewno mój plan na nowo ułoży zastana po drodze rzeczywistość, dobrze wiem, co chcę zobaczyć.
A kto chciałby, a nie może, niech czyta moje itinerarium i w ten sposób towarzyszy mi w podróży!
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Twoje relacje z podróży byłyby z pewnością bardziej wnikliwe i ekscytujace niż przesyłane niegdyś do TVN-u przez Muchę...
OdpowiedzUsuńPs. Przypomniała mi się "żółta droga". Ciekawe, co znajdziesz w swojej krainie Oz.