piątek, 1 stycznia 2010

12 malp, czyli Nowy Rok w Siem Reap. Czesc trzecia, ostatnia.

Dzien trzeci - Angkor Wat, Kbal Spean, Banteay Srei

Tak, tak, w Nowy Rok tez wstalam o 5:30! I nalezalam do bardzo nielicznych, ktorym sie to udalo, dzieki czemu w najslynniejszej swiatyni Angkoru bylam prawie sama, a nie w towarzystwie kilku setek innych wielbicieli sztuki. Angkor Wat to zabytek i atrakcja turystyczna klasy tej, co piramidy w Gizie czy Wielki Mur, wiec trudno sie nie zachwycac, ale mnie duzo bardziej imponowala jego sylwetka widziana z oddali, niz to, co zastalam na miejscu. Niewykluczone, ze wynika to z faktu trwajacej rekonstrukcji sporej czesci swiatyni, niedostepnej zatem dla zwiedzajacych.











Po wizycie w Angkor Wat popedalowalam do guesthouse'u Magdy i Tomasza, by ostatni dzien w Siem Reap przepedzic razem z nimi. Zamienilam wiec rower na tuk-tuk, prowadzony przez wyraznie wczorajszego kierowce, pana Pilota. Pan Pilot zaspal na spotkanie z Tomkiem i Magda, i chyba w ramach zadoscuczynienia wywiozl nas w miejsce odlegle i piekne, zwane Rzeka Tysiaca Lingamow. W korycie tej niewielkiej rzeki wyrzezbiono niegdys setki lingamow, czyli fallusow, pomiedzy ktorymi wesolo pluskala woda, splywajac w kierunku niewielkiego wodospadu. Oprocz lingamow sa tez symbole joni, czyli odzwierciedlenie zenskich narzadow, bog Wisznu w roznych pozycjach (m.in. trzymajacy w reku wielkiego... penisa), kwiatki, malpki, zaby, krowy i inne stworzenie. Idac za przykladem "tubylcow", wykapalismy sie w wodospadzie, liczac na to, ze obmywajaca pozostalosci tysiecy lingamow woda okaze sie eliksirem plodnosci ;)













Na zakonczenie prawdziwa uczta dla oczu okazala sie niewielka swiatynia Banteay Srei, zachwycajaca subtelnymi plaskorzezbami. Choc nie imponuje skala, urzeka doskonaloscia formy, swiadczac o tym, ze nie rozmiar jest najwazniejszy.













Z wydarzen mniej estetycznych wspomne o smutnej stracie pierwszej pary podroznych klapek oraz bialego T-shirta od Barteczka. Klapki nie wytrzymaly wedrowki po kamiennych stopniach (stroma jest droga do nieba...), a T-shirt przestal byc bialy, a zaczal byc w kolorze brudnej sciery, wiec go porzucilam! Wybacz, Kochany...

1 komentarz:

  1. Witaj Edytko!
    Dzisiaj dzwoniła do mnie Twoja Mama i podała mi Twój adres. Czytałam i oglądałam sporo zdjęć. Wszystko jest fantastyczne, dla mnie zwłaszcza ruiny i świątynie. Bardzo bym chciała je kiedyś zobaczyć. Boguś stwierdził, że jesteś odważna i ja się z nim zgadzam. pozdrawiamy Cię i życzymy dalszej tak wspaniałej podróży aja oczywiście będę śledzić na bieżąco twoje poczynania i trzymać kciuki. Całuski i uściski. Ewa i Boguś

    OdpowiedzUsuń