niedziela, 22 listopada 2009

Pai, dzien drugi

Pai coraz bardziej mi sie podoba, wiec postanowilam zostac tu jeszcze jeden dzien. Dzis, jak przystalo na dwie inteligentne kobiety, ruszylysmy z Sabine na gorskie drogi miejskimi rowerami, budzac po drodze zasluzone zdziwienie i mniej zasluzony podziw. Przed wyruszeniem w trase zjadlysmy przepyszne sniadanie w Good Life.



Pierwszym przystankiem byl basen z woda z termalnych zrodel,



drugim wawoz,



a po dosc meczacej wycieczce i przepysznym obiedzie w Charlie and Lek przyszedl czas na zasluzona drzemke na werandzie.



Czujemy sie jak na wakacjach.

3 komentarze:

  1. A jak miałybyście się czuć w takich okolicznościach przyrody?!
    Śniadanie smakowicie wygląda, mniam..
    A co sączy Ci się w uszko ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps. Uśmiech masz jeszcze jaśniejszy :) Do jakiej nirwany zawędrujesz ..wolę sobie nie wyobrażać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do ucha saczyl sie Jack Johnson, muza w sam raz na bujanie sie w hamaku!

    OdpowiedzUsuń