niedziela, 28 marca 2010

Raj odnaleziony



Ja wiedzialam, ze tak bedzie! Normalnie czulam, ze tak to sie skonczy, przeczucie jakies, czy co? Oj, mialo byc patetycznie, entuzjastycznie i poetycznie, a wyszlo tak jakos niespecjalnie... Tak czy owak, udalo mi sie odnalezc raj na malezyjskiej wyspie Tioman. Dziwna to troche wyspa... Dobrze znana, popularna wsrod mieszkancow KL i Singapuru, zaliczona kilka lat temu przez "Time" do kilku najpiekniejszych wysp swiata, a mimo to wciaz nie nadto turystyczna... Zeby byla jasnosc miedzy nami: poczytuje to Tiomanowi za zalete, nie wade! Na wyspie jest kilka miejscowosci i tak naprawde wiekszosc z nich zyje z turystow, jednak wyspa nie jest oblepiona szczelnie kurortami i osrodkami, jak na przyklad tajskie Lipe, Phi Phi czy Lanta. Sa tu jedne z najlepszych w kontynentalnej Malezji miejsc nurkowych, jednakze pod woda nurkowie nie wpadaja na siebie nieustannie, jak to niekiedy sie dzieje w popularnych centrach nurkowych. Co wiecej, Tioman przygarnie kazdego: tych zamoznych, ktorzy moga zatrzymac sie w ekskluzywnym osrodku z polem golfowym, basenami i innymi szykanami, tych srednio sytuowanych, ktorzy za niezbyt duze pieniadze moga wynajac naprawde wygodny, schludny i pieknie polozony bungalow, jak i wedrowcow "za jeden usmiech", takich jak ja :) Nasz bungalow stoi tuz przy plazy, oddzielony od niej jedynie waska drozka, do morza podczas przyplywu mamy moze 5 metrow. Z okna widok taki, prawda, ze niezgorszy? ;)



Mamy lazienke, wygodne lozko, stolik z lustrem i wiatrak, na ganku plastikowe krzeselka, skladany stolik i (moj wlasny!) hamak, i placimy 30 ringgitow za noc. Dzienny budzet na Tiomanie to 50-55 ringgitow, czyli 40-45zl. Za 100 ringgitow dziennie mozna tu mieszkac i zywic sie na naprawde niezlym poziomie!

Oprocz niewygorowanych cen i pieknych zachodow slonca (fotografie na dole posta), Tioman oferuje mnostwo innych atrakcji. Wspomnialam juz o nurkowaniu, mozna tutaj tez uprawiac wspinaczke oraz lazikowac. Oczywiscie zdazylam juz najwyrazniej zapomniec o zmeczeniu po "spacerze" w Taman Negara i z entuzjazmem ruszylam na szlak laczacy "nasza" wioske z najbardziej urokliwa wioska na wyspie, Juara. Szlak mierzy 7km i przecina wyspe "w pasie". Czesc trasy wiedzie posrod przepieknej dzungli, zamieszkalej przez urocze, choc bezczelne makaki, gibony, potezne jaszczurki (ktore z upodobaniem odwiedzaja smietniki w wioskach...) i wiewiorki: malutkie i szare, oraz duze, czarno-biale. W Juarze zatrzymalismy sie na noc, tym razem nasz bungalow stal bezposrednio na plazy!




[ujscie rzeki do morza]




[mali rybacy]

Rankiem ruszylismy z powrotem ku Air Batang, gdyz wzywaly nas nury zaplanowane na dwa kolejne dni. Postanowilismy wrocic droga, laczaca obie miejscowosci i wiem, ze nigdy wiecej tego bledu nie powtorze! Wprawdzie po dwoch godzinach droga zaczela wreszcie wiesc w dol, ale pod takim katem, ze zaczelam zalowac, ze nadal nie wspinamy sie w gore ;)

Z uzupelnionymi zapasami magnezu (czy potasu?), bowiem codziennie na kolacje jest rybka (ulubiona: blekitny merlin w sosie taucheow), ruszamy jutro na podboj Singapuru, a stamtad juz za chwileczke, juz za momencik... na poludniowa polkule! Tak dobiega konca azjatycka przygoda...

A oto obiecane zachody slonca:







3 komentarze:

  1. A jednak nocowałaś na plaży!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No w sumie tak :))) Mialas racje! Ale i tak musialam zaplacic za nocleg ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No popatrz, a w ten weekend odbędzie się GP Formuły 1 w Malezji, a dokładnie na torze w Kuala Lumpur. Gdybyście nie udawali sie w dalszą podróż miałabyś szansę pokibicować Kubicy :)
    Uściski
    Filipka
    p.s. a to łóżko, o którym piszesz na początku to występuje w formie pojedynczej?

    OdpowiedzUsuń