wtorek, 16 marca 2010

Spacerkiem przez las deszczowy



Taka mala, taka slaba, a 25 km przez las deszczowy przeszla bez przewodnika! I zgubila sie po drodze tylko raz!

Tak mozna podsumowac nasz kilkudniowy pobyt w Parku Narodowym Taman Negara (co oznacza ni mniej, ni wiecej... park narodowy), jednym z najstarszych na swiecie lasow deszczowych. Starszym nawet od lasow Amazonki! Dotarlismy tu metoda kombinowana, najpierw minibusem (tutejsi kierowcy minibusow nie ustepuja fantazja kierowcom Contbusu...), a potem lodzia z widokiem na malpy i bajecznie kolorowe egzotyczne ptaki, oraz rdzennych mieszkancow okolic Parku, lapiacych ryby golymi rekami.

Taman Negara absolutnie w niczym nas nie rozczarowal - to prawdziwa dzungla, pelna dzikich zwierzat i rozbrzmiewajaca ogluszajaca symfonia o brzasku i zmierzchu. Spedzilismy jedna noc w jej sercu, w jednej z wiez obserwacyjnych wybudowanych na terenie Parku. Miejsce, w ktorym nocowalismy, jest dosc regularnie odwiedzane przez tapiry, dzikie koty, a sporadycznie przez slonie, niestety marsz okazal sie tak wyczerpujacy, ze nie bylismy w stanie podniesc sie z prycz w srodku nocy! Na szczescie nocowal z nami przewodnik prowadzacy dwojke Anglikow, ktory dzielnie wstawal co pol godziny. On tez nie wypatrzyl zadnego dzikiego zwierza... Coz, nie kazdego dnia jest swieto lasu, dzwieki dzungli byly dla nas wystarczajaca nagroda.



Maszerujac ku wiezy obserwacyjnej trafilismy na niewielka wioske rdzennych mieszkancow Malezji, Batekow. W kilku prostych chatach zbudowanych z bambusa i przykrytych liscmi palmowymi mieszka piec rodzin, okolo 25 osob. Zyja tak, jak przed stuleciami - kobiety odziane w sarongi, mezczyzni (co okazuje sie regula) zaakceptowali zachodni styl ubierania sie, bez elektrycznosci i biezacej wody, zyja tym, co oferuje im las, a poluja nadal za pomoca bambusowych dmuchawek z zatrutymi strzalami. Poniewaz troche zle sie czulam, zdecydowalismy sie na postoj w wiosce, abym mogla odpoczac. Polozylam sie na macie pomiedzy chatami, wywolujac spore poruszenie wsrod Batekow - przez dobre kilka minut bylam najwieksza atrakcja dla wioskowych dzieci, potem ciekawsza okazala sie rzeka i pluskanie w niej. Paru mieszkancow wioski znalo troche angielsi, podeszli wiec zapytac sie, czy mi czegos nie trzeba i zaprosili do jednej z chat, gdzie moglam sie zdrzemnac. Po godzinie, gdy sie obudzilam, w wiosce byla grupa turystow "wycieczkowych" z przewodnikiem, ktory objasnial im, jak zyja Batekowie. Turysci bez opamietania pstrykali zdjecia, a Batekowie z podziwu godna obojetnoscia nie zwracali na nich uwagi. Taka przygoda!



Na terenie parku znajduje sie tez ponad trzystumetrowa "sciezka", zawieszona wsrod koron drzew. A poniewaz najwyzsze drzewa rosnace w Azji Pld-Wsch, z gatunku Koompassia excelsa, mierza ponad 80 metrow, adrenalina uderza do glowy!



Te potezne drzewa rosnace w dzungli wytwarzaja takie to podpory, korzenie szkarpowe, ktore pozwalaja im utrzymac sie w pionie (plytki system korzeniowy nie jest wystarczajaca podpora). Szkarpy sa w srodku puste i sluza mieszkancom dzungli za... telefon! Nalezy wziac spory kijaszek i energicznie uderzac nim w korzenie, ktore wydaja wtedy puste dzwieki, niosace sie na spora odleglosc. Wystarczy jedynie ustalic kod z osoba, ktorej chcemy przeslac wiadomosc ;)



PS 1: W lesie deszczowym, zgodnie z moimi obawami, zyja potwornie wielkie owady! Ci, ktorzy wiedza o moim "upodobaniu" do insektow moga sie domyslic, jak wielkiej odwagi wymagala ode mnie ta wyprawa!

PS 2: Dzikie slonie faktycznie i naprawde zyja w Parku Taman Nagara. Wprawdzie nie widzielismy ani jednego, za to czesto na trasie napotykalismy na slady ich obecnosci, te fizjologiczne ;)

2 komentarze:

  1. Misiu, co to za złe samopoczucie? I zasypianie w środku dnia? Może przy nadziei jesteś;))))))???? A robale śliczne, tylko się nie zapatrz:)! Calusy, d

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj gluptasie, gluptasie... Wypluj i odpukaj!!

    OdpowiedzUsuń