środa, 7 kwietnia 2010

Wszystko na odwrot!



Witamy w Australii, prosimy wyrzucic do kosza wszelkie posiadane produkty zywnosciowe i pytamy uprzejmie: czy Panstwa obuwie mialo ostatnio stycznosc z ziemia rolna? Mniej wiecej tymi slowy witani sa w Australii przyjezdni :)

Moje pierwsze wrazenia z Australii, a konkretnie z Perth: po pierwsze, rzuca sie w oczy zaskakujaco wysoki odsetek ludzi psychicznie niezrownowazonych. W wiekszosci przypadkow, niestety, ci uliczni wariaci to Aborygeni, co sklania do dosc nieprzychylnej opinii na temat europejskich osadnikow i ich wieloletniej polityki rasowej. Po drugie: Australijczycy maja bardzo liberalny stosunek do slow w Europie uznawanych powszechnie za niecenzuralne. Swietnie tu sie wpisuje z moim niewyparzonym jezykiem ;). Po trzecie: Australijki przejawiaja niczym niestety nieuzasadnione upodobanie do szortow i minispodniczek (w tym kraju co druga kobieta cierpi z powodu nadwagi...).

Moje kilkudniowe milczenie wynika z faktu, ze powracajac do strefy wysoko ucywilizowanej, musielismy sie pozegnac z czestym dostepem do darmowego internetu. Ratuje nas jedynie niezawodny MacDonald... Szybko wiec postaram sie nadrobic zaleglosci!

Wyladowalam 31 marca w Perth, stolicy Zachodniej Australii. Ten stan zamieszkuja 2 mln ludzi, z czego 1,5 mln mieszka w Perth. W Perth przede wszystkim kupilismy samochod! Ma na imie Heather, de domo Mitsubishi Magna :) To wiekowa dama, ale jak na razie doskonale sobie radzi. Kupilismy ja za 1000 dolarow i mamy nadzieje czesc tej "zawrotnej" kwoty odzyskac, zlomujac Heather na koncu podrozy. Pierwsze dwie noce w Perth spedzilismy w hostelu w pokoju czteroosobowym i postanowilismy: nigdy wiecej! Przynajmniej dopoki mamy samochod i mozemy latwo wybrac opcje alternatywna: kamping. W oczekiwaniu na dokumenty potwierdzajace kupno / sprzedaz samochodu ruszylismy na poludnie od Perth, gdzie jest juz prawdziwa jesien i szczerze mowiac troche marzne! Wychodzi na to, ze dlugie spodnie i bluze bede musiala kupic juz wkrotce, a nie dopiero w Nowej Zelandii...

Jaka jest ta Australia? Oprocz tego, ze wszystko na odwrot, bo cien jest od poludnia, drazek zmiany biegow po lewej stronie (jedyna rzecz, do jakiej trudno jest sie przyzwyczaic), a woda w umywalce splywajac do scieku kreci sie w druga strone, jest tu calkiem przyjemnie, choc dziwnie... Dziwne sa zwierzeta - kilkaset metrow od naszego namiotu stacjonuje spora grupa kangurow, przygladam im sie, kiedy tylko moge i caly czas nie moge sie nadziwic! Nie wspominajac o innych dziwnych stworach, ktore w dodatku maja dziwaczne australijskie nazwy :) Dziwne sa tez godziny pracy Australijczykow - wiekszosc sklepow i punktow uslugowych konczy prace o 17:00, nie wiem wiec, kiedy ludzie pracujacy moga zrobic tu zakupy i zalatwic inne sprawunki. Dziwi tez zawrotna cena dostepu do internetu. No i wreszcie australijski akcent jest dziwny, czasem nie mam pojecia, co ludzie do mnie mowia, na szczescie rownie czesto zdarza sie to Philowi ;)

Urzekaja tu natomiast przestrzenie, przyroda i wlasnie zwierzeta, te dziwaczne i te mniej "ekscentryczne". Tak wiec do tej pory glownie podziwiamy piekne okolicznosci przyrody. A propos: wszechobecne sa tu papugi, co nadal mnie zadziwia. Widzielismy czarne kakadu spacerujace wzdluz autostrady i wielka gromade bialych kakadu siejaca postrach wsrod dzikich kaczek. Oraz dziesiatki pieknych, czarnych labedzi, kolonie pelikanow i najmniejsze na swiecie pingwiny! Ach, zapomnialabym: w rejonie doliny rzeki Ferguson wybralismy sie na runde po winnicach celem degustacji lokalnie wyrabianych win, to byl dobry dzien... Odkrylam tez piwo o aromacie marakuji, ktore - obawiam sie - moze miec destrukcyjny wplyw na moj budzet ;)

Konczac te troche chaotyczna relacje z pierwszego tygodnia w Australii, zamieszcze kilka zdjec.



Park przyrody o wdziecznej nazwie: Wielkie Bagno w Bunbury





Widok na Ocean Indyjski i latarnia morska w Dunsborough



Najmniejsze pingwiny swiata (maks. 40cm), Rockingham

Widoki z Perth, m.in. ratusz i nowoczesna wieza dzwonnicza, kryjaca dzwony pochodzace z kosciola sw. Marcina w Londynie:









PS: Bardzo dziekuje wszystkim za zyczenia swiateczne, wybaczcie, ze nie odpisalam w pore! Sciskam Was mocno i przesylam eukaliptusowe buziaki :***

2 komentarze:

  1. zamawiam zdjęcie z kangurem pod rękę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Robie co moge, ale lobuzy nie reaguja ani na kici-kici, ani na tas-tas... Jak sie przywoluje kangury?!

    OdpowiedzUsuń